To jest wersja BETA tej strony, w ramach platformy alternatywnej dla portalu QUEERPOP.PL.
Blog PAPROOCHY jest wciąż uzupełniany o starsze treści, jednak wciąż większa część materiałów znajduje się pod pierwotnym adresem >>>

Odc. 1: Prolog

Dosyć tego!
To już nawet nie podejrzenie: jestem masochistą. Znajoma poczęstowała mnie dzisiaj naparem ze świeżo zerwanych listków mięty, na co od razu w nozdrzach zakręciła nostalgia (a może to alergia? topole wciąż pylą...) i znów musiałem kupić w drodze do domu chusteczki. O zapachu karmelowym (kto taki wymyśla?), co też dało mi do myślenia...
Wnioski nie były wesołe: jeśli wszystko i tak intensywnie będzie mi się kojarzyć z bezpowrotnie utraconą szczęśliwością, odmóżdżę się w tempie ekspresowym, bez szans na sprawdzenie, jak zadziała zreformowany system emerytalny.
Postanowiłem więc ostatecznie odciąć pępowinę, która plątała mi się pod nogami przez ostatnie pół roku. W tym celu wysłałem kilka rozpaczliwie desperackich esemesów w stylu "i że cię nie opuszczę aż do śmierci...", "nigdy ciebie nie zapomnę", "wróć do mnie" itepe, doskonale wiedząc, jakiej odpowiedzi mogę się spodziewać.
Na to wszystko zadzwonił Pietras, któremu rzecz jasna natychmiast grobowym głosem opowiedziałem, jaką dostałem odpowiedź, a on – jako sprawdzony i wieloletni przyjaciel – wyśmiał mnie, twierdząc, że wszyscy od miesięcy mówią mi to samo: Karol już mnie nie chce. Tylko że ja nie chcę tego przyjąć do wiadomości, co go akurat nie dziwi, bo ze mną tak zawsze, no ale czego innego się spodziewać, skoro kartony po zakupach kiszę miesiącami, a zepsuty budzik z czasów komuny wyrzuciłem dopiero, kiedy ze starości wypadł mu cyferblat.
Nieco urażony odparłem, że nie widzę związku, bo przecież doskonale wiem, że mnie Karol nie chce, na co on rzucił tylko "szkoda, że tego nie widać", i jeszcze dodał prześmiewczo, że jak mnie zna, to na pewno napiszę teraz jakąś kolejną wstrząsającą opowieść o rozstaniu, bo wszystkie moje opowieści traktują o rozstaniu.
To akurat nieprawda, ale pomysł napisania czegoś bardzo mi się spodobał. Tyle, że widok półnagiego Karola na zdjęciu z wakacji w Chorwacji na pulpicie wtrącił mnie w półgodzinny letarg, po którym kolejne trzy kwadranse przesiedziałem nad pustą kartką, próbując mazakami w czterech kolorach nie napisać imienia Karol trzydzieści osiem razy.
Na to wszystko znów zadzwonił Pietras z pytaniem, czy wybiorę się z nim w piątek do nowego centrum handlowego. Doprawdy, za grosz poczucia taktu: przecież nie przepuściliśmy żadnej wyprzedaży od dziewięćdziesiątego szóstego! Tyle to żaden facet ze mną nie wytrzymał, jedyne co mnie pociesza, to ilość facetów, którzy w tym czasie nie wytrzymali z Pietrasem.
Ale to już zupełnie inna historia... a może to właśnie ją powinienem opowiedzieć?

0 komentarze: