To jest wersja BETA tej strony, w ramach platformy alternatywnej dla portalu QUEERPOP.PL.
Blog PAPROOCHY jest wciąż uzupełniany o starsze treści, jednak wciąż większa część materiałów znajduje się pod pierwotnym adresem >>>

Odc. 7: Na łonie natury

Tego wieczora Pietras nie wyglądał najlepiej.
- Nie wyglądasz najlepiej – uświadomiłem mu życzliwie.
Nie posłał mi nawet zabójczego spojrzenia.
- Daj spokój – jęknął. – Czuję się, jakby mnie tir rozjechał.
Zabrzmiało intrygująco w obliczu faktu, że rozmawialiśmy dzień po randce z "facetem tak nieziemskim, że nie widział takiego od co najmniej pół roku". Coś podpowiadało mi jednak, że tym razem tonaż ciężarówki nie obrazował skali zachwytu. Postanowiłem odczekać, aż mu samo popuści.
- Połóż się na chwilę – podsunąłem życzliwie – mamy jeszcze ponad godzinę.
Teraz to dopiero spojrzał, że aż mi się coś w środku rozkroiło.
- Nigdzie nie idę – oznajmił. – Sory, nie mam siły.
Tego za wiele! Na urodziny STR8TA, z występami dragqueenów i wszelkimi innymi atrakcjami, wybieraliśmy się od zawsze, a Pietras nie należał do osób, które z byle powodu odpuszczały wydarzenia podobnego formatu. Mój wzrok mówił chyba wszystko, bo Pietrasowi popuściło.
- Totalny niewypał – przyznał z oporem, przy jego reputacji całkowicie zrozumiałym. Szybko się zreflektował i poprawił: – To znaczy facet rzecz jasna super, okoliczności przyrody jakby też, tyle że za bardzo. Pojechaliśmy do lasu.
Las podczas upałów: ukrop mimo cienia, wilgoć, pajęczyny, igliwie kłujące przez ubranie, a co dopiero bez... Zaczęło mi świtać.
- Najpierw drzewa, jak to w lesie. A on się zaparł, żeby pod drzewem, przy drzewie, wokół drzewa i na drzewie. Ani się obejrzałem, miałem nogi poutykane gdzieś konarach, kora uwierała dosłownie wszędzie. A to był dopiero początek.
- Insekty? – zapytałem domyślnie.
Pokiwał smutno głową i uniósł koszulkę. Niewiele zobaczyłem, bo korpus wysmarował jakąś białą mazią. Zrozumiałem też, czemu nagle przypomniał sobie o podkładzie, którego używał tylko od wielkiego dzwonu, gdy prosto z hucznej imprezy jechał prosto do pracy.
- Nawet nie wiem, kiedy mnie dopadły – powiedział grobowo. – Byliśmy tak napaleni, że w pierwszym momencie nic nie zauważyliśmy, a potem było za późno...
- Nie ma, jak romantyczny wypad za miasto – zachichotałem ze słabo ukrywaną satysfakcją. Sam przeszedłem kiedyś podobną randkę, opowiadałem mu nawet, ale wizja odlotowego seksu na mchu najwyraźniej tak go ogłupiła, że zapomniał.
- Na filmach inaczej to wygląda – poskarżył się nie wiedzieć komu.
- A próbowałeś w saunie, przy stu stopniach? – zapytałem porównawczo.
Pietrasowi coś mignęło w oku, najwyraźniej ten wariant też przerabiał. Nie od dziś powtarzam, że jak mu się sperma na mózg rzuci, to przede wszystkim zalewa obszar kojarzenia faktów. Westchnąłem i podałem mu zimne piwo.
- Masz, przyłóż wszędzie. Było chociaż warto?
Pietras wzruszył w odpowiedzi ramionami.
- Sam już nie wiem – uśmiechnął się ostrożnie. – Może to była opuchlizna...