To jest wersja BETA tej strony, w ramach platformy alternatywnej dla portalu QUEERPOP.PL.
Blog PAPROOCHY jest wciąż uzupełniany o starsze treści, jednak wciąż większa część materiałów znajduje się pod pierwotnym adresem >>>

Jareczek

Tabliczkę "Poradnictwo dla Facetów Pietrasa" mógłbym zainstalować na drzwiach bez nadużycia. Wiedzeni tajemniczą ręką trafiali do mnie prędzej czy później.
Jareczek zjawił się po pięciu tygodniach. Krążył po podwórzu, chwilę przechadzał się w bramie, wrócił pod domofon i nareszcie zadzwonił.
- Nie wiem czy poznajesz… - zaczął niepewnie.
- Ale pietrasa nie ma - zaznaczyłem dla formalności.
- Nie? - zdziwił się, chociaż o tej porze pietras zwykle siedział w pracy.
- Przyjdzie za dwie godziny - wyjaśniłem. - Właź, jeśli chcesz!
Po chwili stanął w progu z nieodłączną czarną torbą, przerzuconą przez łabędzią szyję. - Nie przeszkadzam? - zapytał przechylając z głowę.
- Możesz zaczekać, tylko że mam robotę, więc zostawię cię samemu sobie - uprzedziłem lojalnie i przepuściłem go do przedpokoju. - Nie zdejmuj butów!
Nie zdjął. Starannie odwiesił kurtkę i ruszył w stronę kuchni.
- Kawa? - zapytałem.
- Dobrze mi zrobi - z uśmiechem wskazał na kolekcję puszek. - Trzymasz w nich coś?
- Herbatę, najczęściej. Coś się stało?
- To znaczy? - zajrzał do zlewu.
- No, szukasz pietrasa… - ciągnąłem rozstawiając na filiżanki na tacy.
- Nic takiego - w skupieniu studiował otworki odpływu. - Nie widzieliśmy się od dwóch dni, a w pracy jakoś go nie mogę zastać…
- Rozładowana komórka - mruknąłem.
- Poczta głosowa - wyjaśnił. - Pewnie zostawił w domu.
- Albo wyłączył - uśmiechnąłem się w zamyśleniu. Wyjąłem ciasteczka bakaliowe. Szalenie ułatwiają rozmowy, zwłaszcza te poważne.
Zmuszony do zajęcia stałego miejsca, Jareczek zaczął przejawiać zdenerwowanie. Chwytał ze stołu i odkładał kolejne przedmioty: łyżeczkę, słodzik, kartonik z napisem "Reserved", mini-świecznik, róg obrusa, ołówek, notes z adresami. Opowiadał o pogodzie, o trudnościach w znalezieniu mojego bloku, w końcu pietras pokazywał mu go tylko kiedyś palcem z tramwaju.
Uznałem, że nadeszła odpowiednia chwila.
- I nie widzieliście się dwa dni? - zapytałem z życzliwym zainteresowaniem. - Ostatni raz rozmawiałem z nim przedwczoraj, w sprawie spotkania.
Jareczek zamarł z pudełkiem zapałek w dłoni.
- Byłem wtedy u niego.
- I co?
- Właśnie nic. Potem się już nie widzieliśmy.
Rozmowa nie należała do najłatwiejszych. Sączyłem kawę w nadziei, że sam podejmie temat, ale się przeliczyłem. Zebrałem całą życzliwość, jaką zwykle żywię wobec świata i bliźnich.
- Umówiliście się jakoś? - zapytałem. Pokręcił głową.
- Stwierdził, że ma sporo zajęć, ale odezwie się do mnie. Nagrałem mu na sekretarkę, że mogę przyjść do ciebie, albo ewentualnie żebyśmy gdzieś potem, ale jakoś…
Pomyślałem, że chyba będę zmuszony kończyć za niego większość wypowiedzi. Jego kultura sięgała trochę za głęboko, by pozwolić na bezproblemowe wynurzenia zupełnie obcemu facetowi. Podobał mi się coraz bardziej.
- Bez odzewu? - podsunąłem.
- Właśnie - prawie się ucieszył.
Popatrzyłem w okno za jego plecami. W tle przeciwległych bloków spokojnie przepływały cumulusy, nieświadome ziemskich dramatów.
- Pogoda piękna - westchnąłem. - Aż się prosi o spacer, wypad za miasto, a ty człowieku siedź w pracy! Biegaj na uczelnię!
Jareczek też westchnął, zainspirowany rysunkiem Mleczki na zapałkach, przedstawiającym dwa kopulujące zajączki i wilka, czającego się na nie wśród traw.
- Nie rozumiem - wyznał wreszcie. - Niby wszystko jest ok. Przywykłem do znaczących spojrzeń, i że czasem musi zamknąć się w sobie, albo pobyć sam, ani te brudne naczynia, ani nawet oglądanie wszystkich wiadomości mnie tak nie wykańcza, ani kreskówki… - zapowietrzył się na moment. - Ale czasem mi się zdaje, że nic go nie obchodzi. I że niepotrzebnie się staram.
Niedobrze. Stara się.
- Nie warto - powiedziałem - i tak nie doceni.
- No właśnie, chyba przestanę! - wybuchnął. - Ostatnio mówię chodź ugotujemy coś razem, znalazłem fajny przepis, nie musimy nigdzie iść, a on na to ok.. I taki zadowolony, i tarł ten seler, i żartowaliśmy, a potem, jak się nie chciało usmażyć, i jeszcze się rozlało po blacie, to nagle, że co ja mam za pomysły, w końcu mogliśmy iść do Pizzy Hut, bo dawno nie był, i że teraz to jemu się już nie chce, i zje kanapki. I wrzucił to wszystko do zlewu, i zjadł kanapki.
Bardzo się stara.
- Za bardzo się starasz - zganiłem odruchowo.
- Pewnie masz rację - strapił się nieco. - Godzinę odtykałem zlew!!!
Znów pogrążył się w rozmyślaniach, a ja wróciłem do obserwacji krajobrazu, zastanawiając się, co mogę mu doradzić.
- Jak można się za bardzo starać? Bardzo mi na nim zależy, wydaje mi się, że doskonale do siebie pasujemy… - głos mu się złamał.
- Kiedy przed chwilą opowiadałeś, że niespecjalnie… - zauważyłem.
- Ale to zawsze tak jest, chciałem powiedzieć: nie zawsze, nie wiem, nie umiemy się dogadać!?
Pomyślałem, że konia z rzędem temu, kto dogada się z pietrasem po miesiącu znajomości, skoro mnie się nie udało przez tyle lat! Głośno zaś stwierdziłem: - Problem polega w tym, że on nie oczekuje od ciebie większości rzeczy, które gotów byłbyś dla niego zrobić.
- Jest czuły, kochany, z reguły słucha, co do niego mówię - Jareczek chyba mnie nie słyszał - przynosi kwiaty, upominki, ciągle mnie gdzieś zaprasza. A potem wracamy do domu, bierze gazetę i jak grochem o ścianę! Mówię: róbmy coś razem, a on mi na to, że na dzisiaj się narobił, teraz chciałby mieć spokój. Denerwuję się jak głupi i ląduję przy garach, bo nie mogę wysiedzieć! A jak wreszcie przyjdzie, to patrzy w te kubki i, cholera, zawsze znajdzie jakiś niedomyty. No a jak ja mam porządnie zmywać w takich nerwach?!? To wszystko faktycznie bez sensu, nie?
- Przeciwnie, wszystko doskonale do pietrasa pasuje…
Spojrzał pytająco. Oczekiwał jasnych wskazówek, a o te w przypadku pietrasa było najtrudniej. Chociaż właściwie był jeden sposób, za to niezbyt łatwy w realizacji, niestety.
- Wiesz, jest jeden sposób - zacząłem niepewnie - ale szalenie trudny do przeprowadzenia, niestety…
W Jareczka jakby światło wstąpiło, słowo "trudny" najwyraźniej dla niego nie istniało. Żal mi się zrobiło chłopaka, bo kulturalny był nad podziw.
- Jaki? - prawie się zachłysnął. Podsunąłem mu ciasteczko: żucie w znacznym stopniu uniemożliwia wstrzymywanie powietrza.
- Młody jesteś, to masz prawo się łudzić - zacząłem ostrożnie. - Mówi się, że kobiety nie rozgryziesz. Humory, tumory i wszelkie inne przypadłości miesięczne…
Jareczek pokiwał smętnie głową. Miał dwie siostry, starszą i młodszą.
- …a z facetami jeszcze trudniej wytrzymać. Kobiety wylewają, co im w duszy gra, muszą to z siebie wyrzucić, bo pękną. A facetowi nie wolno. Zdechnie, zanim powie, co mu jest, a jest mu z reguły bardzo dużo. A jeszcze więcej sobie wymyśli, jeśli mu na to pozwolić.
Przerwałem na chwilę. Jareczek kiwał głową, niczym w transie.
- Miałeś kiedyś faceta na dłużej?
- Pół roku - westchnął.
- Aha, a czemu już nie masz? - nagle przestał kiwać. - No właśnie! Pomnóż to przez dwa i zaokrąglij w górę. Taki właśnie jest pietras Całkowicie niereformowalny. Oderwany od rzeczywistości. Niedostępny dla świata i śmiertelników.
Przysiągłbym, że teraz za moimi plecami przepływało całe skupisko chmur.
- No a ten sposób? - wymamrotał.
- Przywyknąć. Do cichych dni, zgryzoty, do wybuchów entuzjazmu. Zostawić w spokoju. Idę o zakład, że dzisiaj przywita cię kwiatami. Zasypie cię upominkami we wszystkie dni w roku z wyjątkiem urodzin, o których zapomni.
Wobec takiej perspektywy oblicze Jareczka jakby wypogodniało. Przypomniał sobie nawet o kawie, której upił porządny haust.
- To by się nawet zgadzało - kolejny łyk.
- Powiedział kiedyś, że mu zależy?
- Noooo…, owszem - pokraśniał jeszcze bardziej, choć wciąż jeszcze niepewny, dlaczego.
- Lepiej nie będzie - zapewniłem. - A wczoraj miał po prostu jeden ze swoich dni. Nie chciał cię dołować swoimi nastrojami, ale do tego za nic w świecie się nie przyzna.
- Kiedy ja przecież właśnie chciałbym jakoś…
- To normalne, ale on o tym nie wie. Dlatego teraz biega po mieście i wybiera dla ciebie róże… - uśmiechnąłem się. - Jeszcze kawy?
Jareczek też się uśmiechnął.
- Nie dzięki. Może tym razem herbaty, jeśli mógłbyś jakąś polecić. A potem sobie pójdę, miałeś coś do roboty.
Może i był młody ale na pewno niegłupi. No a do tego szaleńczo kulturalny. Ale o tym już pisałem.

Pietras przeszedł sam siebie: róże wręczył wśród tuzina świec, przy własnoręcznie przyrządzonej kolacji, po której pozmywał i zaproponował romantyczny spacer do lasu. Zawsze mówiłem, że ogładą osobistą i cierpliwością wiele można zawojować. A Jareczek był do tego wszystkiego zabójczo przystojny…